30 maja 2006 roku – Wypadek, kontrola
Kiedy już udało mi się wyjść z domu, na kontrolę do lekarza, chciałam też załatwić, optyka i okulistkę. Umówiłam się z moją mamą na godzinę 15, przy optyku, ona wracała z pracy ja z domu. Na kilka chwil przez godziną 15 poszłam do przychodni zdrowia wyciągnąć sobie kartę. Byłam 6 w kolejce, więc spokojnie bez pośpiechu mogłam pójść na badanie wzroku i wybrać sobie oprawki. Kolejka była długa, ale w tym czasie oczekiwania na swoją kolejkę, wybrałam sobie nowe oprawki. U doktórki po badaniu okazało się, że 0,5 dioptria wada na oba oczy zmniejszyła się. Na okulary muszę czekać do 7 czerwca, dobry wynik trzy tygodnie chodzenia bez okularów i poprawa wady wzroku. Zamówiłam sobie dodatkowo powłokę komputerową, bo dużo czasu spędzam przed monitorem komputera. W drodze do optyka spotkałam salowe z przedszkola, pytały, kiedy wrócę do pracy, bo dzieci już za mną tęsknią, odpowiedziałam, że 1 czerwca. W przychodni zdrowia byłam już o godzinie 16, nie chciało mi się już iść do domu, chociaż lekarz miał być dopiero od 17, ten czas spędziłam z Panią Małgosią (moją przyszłą pracodawczynią) na rozmowach, i na jeździe rowerkiem treningowym na górze, w sali do ćwiczeń. Tuż po 17 przyszła też do przychodni moja koleżanka, więc z nią też zamieniłam kilka słów. Przyszła moja kolej, ale Pani, która była za mną poprosiła mnie, czy nie mogłaby wejść pierwsza, zgodziłam się, siedziała w gabinecie 45 minut. Po niej miałam w kolejce być ja, ale wszedł przede mną taki Pan, jak się później okazało, był to chirurg, bo lekarz – właściciel przychodni, chce zorganizować, kolejne badania przesiewowe, tym razem przepływ krwi w żyłach, żylaki, i omawiali szczegóły.
a co ze moim zdrowiem...? Wszystko już w porządku, dostałam jeszcze, antybiotyk w aerozolu, tym razem jednak na te samoistnie robiące się rany. Wyszłam od lekarza i nie chciało mi się jeszcze wracać, do domu, tu chodzi o moją mamę.... Wolałam zostać i porozmawiać z Panią Małgosią. Pomyła podłogi i obie zamknęłyśmy przychodnię, pojechała ze swoim mężem do domu, a ja przechodząc obok kiosku Ruchu, ujrzałam leżącą starszą kobietę na ziemi, podeszłam zapytałam czy czasem nie potrzebuje pomocy, w tym czasie podeszła druga kobieta, która, właśnie odeszła od niej by poprosić kogoś o pomoc, nikt nie chciał jej pomóc, w podniesieniu tej kobiety i odprowadzeniu do domu. Obie z tą drugą Panią – Ewą wzięłyśmy tą kobietę, i odprowadziłyśmy. Ona, na imię ma Halina, zmarł jej niedawno mąż i jest w stanie depresyjnym, nic nie je. Ze słabości nie była w stanie ustać sama na nogach, a do tego wszystkiego cierpi na chorobę zwaną epilepsją. U niej w domu, porozmawiałyśmy trochę, pomogłam jej się przebrać w koszulę i położyłam do lóżka. Musiałam iśc do domu, bo już mama do mnie dzwoniła, gdzie ja tak długo jestem... nie spodziewałam się, że tak spędzę przed ostatni dzień mojego zwolnienia lekarskiego.