Wszystko co dobre szybko się kończy, te ostatnie chwile mojego życia, były bardzo bogate w wydarzenia. Jeszcze nie ochłonełam, a pamiątkę będę miała dość długo. Po przyjeżdzie na miejsce czyli do Lędzin, poszłyśmy do Kasi na obiad, potem na piechotę do Imielina (po drodze zostawiłam plecak u jej babci) W Imielinie nie załatwilam tego co chciałam, i trochę z tego powodu posmutniałam, (nie na długo). U celu naszej drogi, w grocie zrobiłysmy bałwana, no tylko proszę nie myśleć: że w tym wieku nie można się pobawić :-) uformowałysmy go troszkę a-la duch Kacper i przemoczone wróciłyśmy do baci Kasi, gdzie zjadłysmy pączki :-) i ruszyłyśmy w drogę o Emi, u której miałam zapewniony nocleg :-) posiedziałysmy w trójkę i odprowadziłysmy Kasię do domu, spać poszlyśmy po 23.
Dzień drugi rozpczełyśmy z Emi o 9, jak dla mnie troszkę wcześnie (bo mam ferie) śniadanko, rozmnowy o tym i owym, a o 10.30 zadzwoniłam do s.Borgsiaszy, która przebywa w domu, w Imielinie, i w drodze do Imielina chciałam ją odwiedzić, niestety obecnie przebywa w Sosnowcu, bo pisze pracę magisterską. Zapytałam się siostry czy mogłabym ją odwiedzić, i już o11.07 miałyśmy z Emanuelą autobus do Mysłowic, skąd przesiadka na tramwaj do Sosnowca, podróż przebiegła z przygodami, ale warto było. U sióśtr zjadłysmy obiad, wypiłyśmy herbatę...pogadałyśmy. Gdy Emi wyszła bardzo szczerze porozmawiałam sobie z siostrą, podbudowała mnie ta nasza rozmowa na duchu... :D Szkoda tylko, że taka krótka ( od 12.45 do 14.10)
Ogółem: Wyjazd zaliczam do bardzo udanych, pomimo tych pokonanych pieszo 6 km do Imielina, w drodze powrotnej drugich tylu, no doliczając drogę do Emi wyjdzie gdzieś łącznie 15 km, pamiątka to odcisk, który pozostanie dośc długo, warto było, rozmów też było sporo, mniej waznych i tych najważniejszych. Przyjechałam do domu około godziny 16.30, ale teraz wiem, że wyjazd był stosunkowo za krótki, i w najbliższej przyszłości trzeba go powtórzyć :) Kasiu - co Ty na to?