Po zakończeniu roku szkolnego miałam tydzień czasu by przygotować się do dyplomu, douczyć tego, czego nie potrafiłam. Na dwa dni przed moim przystąpieniem do tej obrony zdecydowałam, że nie pójdę, na ten egzamin. Było jednak inaczej, poszłam i na ustnej części teoretycznej, jak przyszła moja kolej, odmówiłam odpowiedzi, ale komisja powiedziała, że mam siąść i pomyśleć, i poczekać na swoją kolej. Wylosowałam zestaw numer VI, w którym były pytania 1. Omów sposoby postępowania z dzieckiem w przypadku bezdechu w zależności od przyczyn, 2. Określ sposoby działań wychowawczych w zapobieganiu choroby sierocej, 3. Zaproponuj formy pracy z literaturą dziecięcą kształtujące mowę dziecka, które od urodzenia przebywa w Domu Dziecka. No i się załamałam, bo nie pamiętałam nic o tych bezdechach, ani nie mogłam sobie przypomnieć faz choroby sierocej. Stało się to, czego się obawiałam, czarna dziura w moim umyśle. Najzabawniejsze było to, że z moją koleżanką Asią, na kilka dni przed dyplomem, czytałyśmy o tych bezdechach, i nawet ćwiczyłyśmy na lalce, postępowanie w przypadku bezdechów. Siedziałam w tej ławce, i próbowałam sobie przypomnieć te fazy i cokolwiek o tych bezdechach, ale na marne. Nie zapisałam nic na kartce, którą komisja dała, podeszłam do odpowiedzi, i powiedziałam, że spróbuję cokolwiek powiedzieć, na pierwsze wydusiłam jakieś dwa zdania, a na drugie i trzecie odpowiedziałam płynnie. Już wiedziałam od osób, które były przede mną, że nie wypuszczą mnie tylko będą próbowali wyciągnąć cos, chociaż na ocenę dopuszczającą. No i fazy choroby sierocej się przypomniały. Po swojej odpowiedzi wyszłam, i dalej stres dawał znać o sobie, poszłam do domu i zaczęłam się przygotowywać do części praktycznej, część pomocy dydaktycznych musiałam dokończyć. No i pojechałam, na drugie dzień autobusem o 5.09, Pociągiem o 5.30. bo już po godzinie 7, losowanie grup, na których mieliśmy zdawać. Na praktyczną część egzaminu pojechałam, bezstresowo, ale gdy wylosowałam grupę niemowlaków, i to jeszcze dzieci w III kwartale życia, Patrycję z cukrzycą, niejadka małego 9 miesięczną, która jeszcze nie siedzi sama a powinna od dwóch miesięcy, i Dominika, który ma zaledwie 6 miesięcy życia, załamałam się.
Wszystkie zabawy, jakie miałam przygotowane do zaliczenia miałam od IV kwartału do 3 roku życia. No, ale coś się wymyśliło, nawet zabawy manipulacyjnej nie przeprowadziłam, bo Patrycja i Dominik zaciśnięte rączki mieli w piąstki i nie wyciągali raczki do zabawek. Dydaktycznej nie przeprowadziłam, bo ona jest od IV kwartału, umuzykalniającą i ruchową, zaliczyłam. No i powiem krótko, dyplom obroniłam na ocenę dobrą. Po co ten stres, po co to wszystko. A dostałam tylko, dlatego czwórkę, bo po przewijaniu i przed nim, nie umyłam rąk, a to, dlatego, że mam te moje rany na rekach i nie mogłam ich moczyć, o czym dobrze Pani, która mnie oceniała wiedziała.