maj 31 2006

Bez tytułu


Komentarze: 1

30 maja 2006 roku – Wypadek, kontrola

 

Kiedy już udało mi się wyjść z domu, na kontrolę do lekarza, chciałam też załatwić, optyka i okulistkę. Umówiłam się z moją mamą na godzinę 15, przy optyku, ona wracała z pracy ja z domu. Na kilka chwil przez godziną 15 poszłam do przychodni zdrowia wyciągnąć sobie kartę. Byłam 6 w kolejce, więc spokojnie bez pośpiechu mogłam pójść na badanie wzroku i wybrać sobie oprawki. Kolejka była długa, ale w tym czasie oczekiwania na swoją kolejkę, wybrałam sobie nowe oprawki. U doktórki po badaniu okazało się, że 0,5 dioptria wada na oba oczy zmniejszyła się. Na okulary muszę czekać do 7 czerwca, dobry wynik trzy tygodnie chodzenia bez okularów i poprawa wady wzroku. Zamówiłam sobie dodatkowo powłokę komputerową, bo dużo czasu spędzam przed monitorem komputera. W drodze do optyka spotkałam salowe z przedszkola, pytały, kiedy wrócę do pracy, bo dzieci już za mną tęsknią, odpowiedziałam, że 1 czerwca. W przychodni zdrowia byłam już o godzinie 16, nie chciało mi się już iść do domu, chociaż lekarz miał być dopiero od 17, ten czas spędziłam z Panią Małgosią (moją przyszłą pracodawczynią) na rozmowach, i na jeździe rowerkiem treningowym na górze, w sali do ćwiczeń. Tuż po 17 przyszła też do przychodni moja koleżanka, więc z nią też zamieniłam kilka słów. Przyszła moja kolej, ale Pani, która była za mną poprosiła mnie, czy nie mogłaby wejść pierwsza, zgodziłam się, siedziała w gabinecie 45 minut. Po niej miałam w kolejce być ja, ale wszedł przede mną taki Pan, jak się później okazało, był to chirurg, bo lekarz – właściciel przychodni, chce zorganizować, kolejne badania przesiewowe, tym razem przepływ krwi w żyłach, żylaki, i omawiali szczegóły.

a co ze moim zdrowiem...? Wszystko już w porządku, dostałam jeszcze, antybiotyk w aerozolu, tym razem jednak na te samoistnie robiące się rany. Wyszłam od lekarza i nie chciało mi się jeszcze wracać, do domu, tu chodzi o moją mamę.... Wolałam zostać i porozmawiać z Panią Małgosią. Pomyła podłogi i obie zamknęłyśmy przychodnię, pojechała ze swoim mężem do domu, a ja przechodząc obok kiosku Ruchu, ujrzałam leżącą starszą kobietę na ziemi, podeszłam zapytałam czy czasem nie potrzebuje pomocy, w tym czasie podeszła druga kobieta, która, właśnie odeszła od niej by poprosić kogoś o pomoc, nikt nie chciał jej pomóc, w podniesieniu tej kobiety i odprowadzeniu do domu. Obie z tą drugą Panią – Ewą wzięłyśmy tą kobietę, i odprowadziłyśmy. Ona, na imię ma Halina, zmarł jej niedawno mąż i jest w stanie depresyjnym, nic nie je. Ze słabości nie była w stanie ustać sama na nogach, a do tego wszystkiego cierpi na chorobę zwaną epilepsją. U niej w domu, porozmawiałyśmy trochę, pomogłam jej się przebrać w koszulę i położyłam do lóżka. Musiałam iśc do domu, bo już mama do mnie dzwoniła, gdzie ja tak długo jestem... nie spodziewałam się, że tak spędzę przed ostatni dzień mojego zwolnienia lekarskiego.

 

agulina2 : :
31 maja 2006, 21:24
Siostra, Bóg jest weielki!!! Chwała mu za to!!!

Dodaj komentarz